sobota, 26 stycznia 2013

Rhyl, Walia 21-25.01.2013


Wspomnienia Weroniki Sikory


W dniu 21.01.2013 roku poleciałam na długo oczekiwaną wycieczkę do Walii z projektu "Comenius", który prowadzi pani Aleksandra Wójcik.

W ten dzień miałam pierwszy raz polecieć samolotem. Bardzo się denerwowałam! 
Na dodatek, poprzedniego dnia dostałam gorączki i bólu gardła. Już myślałam, że nie pojadę... 
Na szczęście rano wyzdrowiałam, więc dokładnie o 6:10 wyjechałam z domu. Razem z innymi uczestnikami wycieczki pojechaliśmy na lotnisko. Po pożegnaniu z moim tatą poszliśmy do ustalonego przez panią Wójcik miejsca. Niestety, okazało się, że mam złą torbę i musiałam się przepakowywać. Na szczęście mój tata wziął zapasową torbę... 
Po przepakowaniu poszliśmy się odprawić i po odprawie czekaliśmy na lot. Przypadkowo spotkałam moją ciocię, która pracuje na lotnisku. Na początku lot mieliśmy o 10:05, ale się opóźnił o 30 minut, więc czekaliśmy...

Samolot przyleciał o 10:15 więc tłum ludzi zerwał się aby jak najszybciej dostać się do środka.
Około godziny 11:00 wylecieliśmy. Bardzo podobał mi się początek lotu. Domy i pola stały się maluteńkie! Widok był przepiękny, a zwłaszcza, gdy wlecieliśmy w strefę chmur! Chmury wyglądały jak magiczny świat. Zawsze marzyłam o ujrzeniu takiego widoku.
Razem z nami jechała Kasia z klasy II gimnazjum i Milena z VI klasy. Fajnie się bawiliśmy w samolocie. Przed wylądowaniem dziewczyny uprzedziły mnie, że za pierwszym razem mogą mi się zatkać uszy i łzawić oczy. Na szczęście nic takiego się nie stało. 

Wylądowaliśmy w Liverpoolu. Było bardzo ładnie. Poszliśmy pokazać paszporty, a potem do pociągu. Nie mogłam uwierzyć, że tam są takie ładne pociągi! W środku były miękkie siedzenia, gniazdka, Wi-Fi i miła obsługa. Pociągiem pojechaliśmy do Chester w Anglii, a potem przesiedliśmy się na pociąg do miejscowości Prestatyn w Walii, gdzie miała nas odebrać pani Sharon Jones. 
Podzieliliśmy się na dwie grupy, ja jechałam z panią Jones. Po drodze pani Jones pokazywała nam okolice. Bardzo mnie ucieszyło, że przyjechałam do takiego miłego miasta.  Wszędzie było bardzo zielono, a był to przecież koniec stycznia!
Na koniec dojechaliśmy do naszej rezydencji. Była piękna. Koło domu przywitał nas właściciel, który okazał się bardzo miły. Weszliśmy do domu, który był wielki! Od razu poszliśmy na zwiady. Były dwa salony, jeden był nasz, a drugi nauczycieli, trzy sypialnie ( my wzięliśmy sobie z łazienką ), trzy łazienki, jadalnia, strych, balkon i wielka kuchnia! Po pożegnaniu się z panem właścicielem, poszliśmy się rozpakowywać. Około godziny 18:00, wybraliśmy się na spacer, a potem na zakupy. Spacer był bardzo miły, ponieważ uwielbiam poznawać nowe tereny. Po zakupach wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolację ( pizzę ), umyliśmy się  i poszliśmy spać. Ja spałam z Mileną, ponieważ były dwa łóżka, a jedno zajmowała Kaśka. Było nam wesoło w każdą noc. Szliśmy spać zawsze albo przed albo po północy. Rano czułam się wyspana. Gorzej z dziewczynami. Zawsze obiecywałyśmy sobie, że pójdziemy wcześniej spać, ale nam się to nie udawało.
Po śniadaniu poszliśmy się do szkoły. Odwoził i przywoził nas pan Martin Skarba ze Słowacji. Przed pierwszym spotkania z nowymi kolegami i koleżankami byłam bardzo zdenerwowana. Okazało się to niepotrzebne. 
Dzieci w szkole "Ysgol Emmanuel" były bardzo miłe. Witały się za każdym razem, gdy nas widziały. Było tam około 400 uczniów! Najsłodsze okazały dzieci, które smuciły, gdy odchodziliśmy. Naszymi przewodniczkami było pięć dziewczyn w moim wieku (11 lat) : Ellie, Evie, Busi, Sasha i Summer.  Najczęściej w szkole przebywaliśmy w sali komputerowej. Przez cały wyjazd walijskiej przygotowywałyśmy przedstawienie walijskiej legendy, a ostatniego dnia nagrałyśmy te przedstawienie i pokazałyśmy je wszystkim uczestnikom spotkania. Był bardzo śmieszny. Został przesłany pani Wójcik i będzie pokazany w Walimiu w szkole. W resztę dni jeździliśmy z dziewczynami i gośćmi na różne wycieczki. Wszystkie były ciekawe, ale według mnie najfajniejsza była wycieczka do parku linowego. 
Na początku się bałam, ale pani Wójcik, dziewczyny z Słowacji i Polski i pani obsługująca, wspierały mnie i udało mi się zjechać na linie. Było super! Potem pojechaliśmy do szkoły, a następnie do domu na pyszną kolację. 
Wyjazd minął bardzo szybko. Smutno mi się zrobiło, gdy miałam się pożegnać z dziewczynami. Poznaliśmy także męża pani Jones i ich syna Harrego. Pan Jones był bardzo miły i cały czas starał się nam zapewnić rozrywkę. U pani Jones graliśmy w bilard i na xBoxie.  Na szczęście pani powiedziała, że będziemy mogli kontaktować się z dziewczynami z Walii poprzez pisanie za pomocą jakiejś bezpiecznej platformy internetowej. Powrotna podróż minęła spokojnie. Ten wyjazd wspominam bardzo miło. Atmosfera w Walii, a także w tej szkole była milsza niż w Walimiu. Ludzie na ulicach są bardzo pomocni, zwłaszcza dla turystów. Nie są tacy nieśmiali i uśmiechają się nawet do obcych. Dzieci w szkole są bardzo miłe i przyjacielskie, szczególnie te najmłodsze, choć te starsze także. Bardzo zaprzyjaźniłam się z tymi pięcioma dziewczynami. Bardzo chciałabym tam jeszcze kiedyś polecieć i odwiedzić całą szkołę, a zwłaszcza nasze przewodniczki. :)
Tęsknie za Walią i za szkołą....