Wspomnienia Weroniki Sikory
W dniu 21.01.2013 roku poleciałam na długo
oczekiwaną wycieczkę do Walii z projektu "Comenius", który prowadzi
pani Aleksandra Wójcik.
W ten dzień miałam pierwszy raz polecieć samolotem.
Bardzo się denerwowałam!
Na dodatek, poprzedniego dnia dostałam gorączki i bólu gardła. Już myślałam, że nie pojadę...
Na szczęście rano wyzdrowiałam, więc
dokładnie o 6:10 wyjechałam z domu. Razem z innymi uczestnikami wycieczki pojechaliśmy
na lotnisko. Po pożegnaniu z moim tatą poszliśmy do ustalonego przez panią
Wójcik miejsca. Niestety, okazało się, że mam złą torbę i musiałam się
przepakowywać. Na szczęście mój tata wziął zapasową torbę...
Po przepakowaniu
poszliśmy się odprawić i po odprawie czekaliśmy na lot. Przypadkowo spotkałam
moją ciocię, która pracuje na lotnisku. Na początku lot mieliśmy o 10:05, ale
się opóźnił o 30 minut, więc czekaliśmy...
Samolot przyleciał o 10:15 więc tłum ludzi zerwał
się aby jak najszybciej dostać się do środka.
Około godziny 11:00 wylecieliśmy. Bardzo podobał mi
się początek lotu. Domy i pola stały się maluteńkie! Widok był przepiękny, a
zwłaszcza, gdy wlecieliśmy w strefę chmur! Chmury wyglądały jak magiczny świat.
Zawsze marzyłam o ujrzeniu takiego widoku.
Razem z nami jechała Kasia z klasy II gimnazjum i
Milena z VI klasy. Fajnie się bawiliśmy w samolocie. Przed wylądowaniem dziewczyny
uprzedziły mnie, że za pierwszym razem mogą mi się zatkać uszy i łzawić oczy.
Na szczęście nic takiego się nie stało.
Wylądowaliśmy w Liverpoolu. Było bardzo
ładnie. Poszliśmy pokazać paszporty, a potem do pociągu. Nie mogłam uwierzyć,
że tam są takie ładne pociągi! W środku były miękkie siedzenia, gniazdka, Wi-Fi
i miła obsługa. Pociągiem pojechaliśmy do Chester w Anglii, a potem
przesiedliśmy się na pociąg do miejscowości Prestatyn w Walii, gdzie miała nas
odebrać pani Sharon Jones.
Podzieliliśmy
się na dwie grupy, ja jechałam z panią Jones. Po drodze pani Jones pokazywała
nam okolice. Bardzo mnie ucieszyło, że przyjechałam do takiego miłego
miasta. Wszędzie było bardzo zielono, a
był to przecież koniec stycznia!
Na koniec dojechaliśmy do naszej rezydencji.
Była piękna. Koło domu przywitał nas właściciel, który okazał się bardzo miły.
Weszliśmy do domu, który był wielki! Od razu poszliśmy na zwiady. Były dwa
salony, jeden był nasz, a drugi nauczycieli, trzy sypialnie ( my wzięliśmy
sobie z łazienką ), trzy łazienki, jadalnia, strych, balkon i wielka kuchnia!
Po pożegnaniu się z panem właścicielem, poszliśmy się rozpakowywać. Około
godziny 18:00, wybraliśmy się na spacer, a potem na zakupy. Spacer był bardzo
miły, ponieważ uwielbiam poznawać nowe tereny. Po zakupach wróciliśmy do domu,
zjedliśmy kolację ( pizzę ), umyliśmy się
i poszliśmy spać. Ja spałam z Mileną, ponieważ były dwa łóżka, a jedno
zajmowała Kaśka. Było nam wesoło w każdą noc. Szliśmy spać zawsze albo przed
albo po północy. Rano czułam się wyspana. Gorzej z dziewczynami. Zawsze
obiecywałyśmy sobie, że pójdziemy wcześniej spać, ale nam się to nie udawało.
Po śniadaniu poszliśmy się do szkoły. Odwoził i przywoził nas pan Martin Skarba
ze Słowacji. Przed pierwszym spotkania z nowymi kolegami i koleżankami byłam
bardzo zdenerwowana. Okazało się to niepotrzebne.
Dzieci w szkole "Ysgol
Emmanuel" były bardzo miłe. Witały się za każdym razem, gdy nas widziały.
Było tam około 400 uczniów! Najsłodsze okazały dzieci, które smuciły, gdy
odchodziliśmy. Naszymi przewodniczkami było pięć dziewczyn w moim wieku (11
lat) : Ellie, Evie, Busi, Sasha i Summer.
Najczęściej w szkole przebywaliśmy w sali komputerowej. Przez cały
wyjazd walijskiej przygotowywałyśmy przedstawienie walijskiej legendy, a
ostatniego dnia nagrałyśmy te przedstawienie i pokazałyśmy je wszystkim uczestnikom
spotkania. Był bardzo śmieszny. Został przesłany pani Wójcik i będzie pokazany
w Walimiu w szkole. W resztę dni jeździliśmy z dziewczynami i gośćmi na różne
wycieczki. Wszystkie były ciekawe, ale według mnie najfajniejsza była wycieczka
do parku linowego.
Na początku się bałam, ale pani Wójcik, dziewczyny z
Słowacji i Polski i pani obsługująca, wspierały mnie i udało mi się zjechać na
linie. Było super! Potem pojechaliśmy do szkoły, a następnie do domu na pyszną
kolację.
Wyjazd minął bardzo szybko. Smutno mi się zrobiło, gdy miałam się
pożegnać z dziewczynami. Poznaliśmy także męża pani Jones i ich syna Harrego.
Pan Jones był bardzo miły i cały czas starał się nam zapewnić rozrywkę. U pani
Jones graliśmy w bilard i na xBoxie. Na
szczęście pani powiedziała, że będziemy mogli kontaktować się z dziewczynami z
Walii poprzez pisanie za pomocą jakiejś bezpiecznej platformy internetowej.
Powrotna podróż minęła spokojnie. Ten wyjazd wspominam bardzo miło. Atmosfera w
Walii, a także w tej szkole była milsza niż w Walimiu. Ludzie na ulicach są
bardzo pomocni, zwłaszcza dla turystów. Nie są tacy nieśmiali i uśmiechają się
nawet do obcych. Dzieci w szkole są bardzo miłe i przyjacielskie, szczególnie
te najmłodsze, choć te starsze także. Bardzo zaprzyjaźniłam się z tymi pięcioma
dziewczynami. Bardzo chciałabym tam jeszcze kiedyś polecieć i odwiedzić całą
szkołę, a zwłaszcza nasze przewodniczki. :)
Tęsknie za Walią i za szkołą....